środa, 20 czerwca 2012

OGŁOSZENIE PARAFIALNE.

EKHEM . Wakacje już w piątek ludzie. :) !
Dobra,tak szczerze,to robię sobie przerwę z tym opowiadaniem na czas wakacji. Nikt i nic nie zmieni mojego zdania :). Dziękuje :) powrót po wakacjach :)!
Zajebistego wypoczynku życzę :) !
Monika xoxo

sobota, 2 czerwca 2012

Rozdział 9.

Dominic
Od godziny leżałam cały czas myśląc o tym,co by się stało gdyby Vivien się utopiła. Wszyscy spali już dawno,ja siedziałam nad jeziorem i dopiero godzinę temu weszłam do namiotu,bo komary nie dawały mi żyć. Zaintrygowało mnie to,że Dominic tak zareagował na to wydarzenie,mam na myśli "topienie" młodej. Swoją drogą są to przyjaciele często się kłócący,ale nawet Bertie zachował większy spokój od niego. Po za tym nie zauważyłam,żeby Dom okazywał jakiekolwiek emocje. Cały czas chodził beznamiętnie patrząc się w przestrzeń. Może po prostu taki jest?Nie wiem,nie mam pojęcia..nie znam go zbyt dobrze. Mam zamiar dzisiaj to nadrobić. Chcę dzisiaj pójść do sklepu po jakieś jedzenie,najchętniej z Dominiciem,żeby z nim porozmawiać,ale przecież Aaron miał nam przywozić to,co chcieliśmy... Trudno,najwyżej będę udawała,że zwijam się z bólu i obudzę go,żebyśmy razem mogli wybrać się w dwu kilometrową podróż do sklepu. W sumie i tak musieliśmy pójść,bo Dom nie wytrzyma bez fajek. Zerknęłam na zegarek w telefonie. Wybijał godzinę 5:18. Pięknie,pięknie... - pomyślałam. Wciągnęłam spodnie i dużą,szarą bluzę,spięłam włosy i poszłam do namiotu Dominica,Bertiego i Adama. Delikatnie obudziłam tego pierwszego i wyciągnęłam go z namiotu trzymając palec na ustach,w geście,żeby zachowywał się cicho. Chciałam wrócić przed pobudką mojego chłopaka,żeby nie miał głupich podejrzeń. Objaśniłam Dominicowi,że chcę wybrać się do sklepu i żeby poszedł ze mną,bo nie wiem,jakie on fajki pali,a po za tym pewnie mi nie sprzedadzą,na co on odparł:
EMIKO
- Błagam Cię,ja mam swoje sposoby. Poczekaj,tylko ogarnę się trochę,bo jestem w samych bokserkach.
Rzeczywiście był w samych gaciach. Miał chudą,płaską klatkę piersiową i był cały blady. Zero życia w tym nastolatku - pomyślałam. Od razu wpadło mi do głowy,że on może mieć anoreksję,ale wyrzuciłam tą myśl z mojej głowy. Po pięciu minutach znajdowaliśmy się już na ścieżce prowadzącej do sklepu.
- Wiesz w ogóle jak tam dojść?-zaczęłam niepewnie rozmowę.
- Coś tam wiem. Kiedyś tu byłem. Fajna okolica - odpowiedział jak zwykle beznamiętnie.
- Zgadzam się .
Szliśmy przez chwilę w milczeniu,ale przecież ja miałam zajrzeć wgłąb jego duszy,charakteru. Chciałam się dowiedzieć,co mu tam w głowie siedzi. Próbowałam się przemóc,ale gdy już chciałam coś powiedzieć,nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Po kilkunastu nieudanych próbach w końcu wzięłam głęboki oddech i powiedziałam:
- Powiesz mi coś o sobie? - to zabrzmiało co najmniej dziwnie.
- To znaczy? - spytał zaskoczony zwalniając krok.
- Nie znamy się za bardzo,może zagramy w "Szczere pytania"?Wiesz na czym to polega? - brzmiałam coraz bardziej idiotycznie.
- Nie za bardzo... - odpowiedział ostrożnie.
- To Ci wytłumaczę - rzekłam pewniej. - Po prostu raz ty,raz ja zadajemy sobie nawzajem pytania i na nie odpowiadamy. Szczerze - podkreśliłam.
- Musimy w to grać? - spytał zażenowany.
- Tak - odparłam z entuzjazmem 5-cio letniej dziewczynki.- Więc ja pierwsza. Co czujesz do Vivien?
- A jak ktoś nie chce odpowiedzieć na to pytanie? - zapytał szybko.
- To zadam inne,jeszcze gorsze - odpowiedziałam wymijająco.
- Lubię ją. Nawet bardzo. - odparł wciąż pozbawiony emocji.
- Czemu nie okazujesz emocji? - zapytałam bez przemyślenia.
- Teraz moja kolej... - odpowiedział Dominic patrząc przed siebie. - Kochasz Adama?
- Tak,chyba to widać.. - odparłam zaskoczona tym pytaniem.
- Zaraz wrócę,idę się odlać - powiedział wcale mnie nie słuchając. Zachowywał się jakby coś go nagle opętało,jego źrenice były wielkości główki szpilki. Usiadłam na skraju ścieżki,w czasie,gdy Dom poszedł "się odlać". Czekałam 10 minut,aż w końcu z lasu wyszedł uśmiechnięty blondyn.
- No,możemy iść! - oznajmił uśmiechając się.
- Co ci się stało? - zapytałam zdziwiona.
- A co się miało stać? - odparł wpatrując się w przestrzeń,jakby zauważył coś ciekawego i interesującego.
- Co ty do cholery brałeś?! - wykrzyczałam wściekła. Wyglądał,jakby był na haju,co za człowiek. Przecież nie było mowy o żadnych używkach na tym wyjeździe. Wyjątkiem były fajki.
- Nic,wyluzuj...ja i brać?Błagam cie,ja jestem kulturalny człowiek! - odpowiedział spokojnie. Chyba nie wiedział,co się dookoła niego dzieje. Byłam bezsilna,nie wiedziałam,co mam robić. Pierwszy raz spotkałam się z takim ćpunem,jak on. Boże,przecież on ma dopiero 15 lat! Nie potrafię tego pojąć. Jego źrenice przedtem były ledwo widoczne,teraz były ogromne... Bałam się,że coś mu odbije. Jednak szłam dalej,przed siebie w milczeniu,a on szedł mamrocząc coś pod nosem do siebie i co chwilę wybuchając histerycznym śmiechem. Myślałam,że zwariuję. Już nieraz słyszałam historię o narkomanach,którym ostro odbijało po każdej działce. Podobno taka "faza" trwa od 8 do 12 godzin. Co ja teraz powiem reszcie? "Sorry,ale Dominic poszedł się odlać i przy okazji sobie sztachnął?". Byłam na niego niesamowicie zła,a jednocześnie bałam się,że coś mu się stanie. Odwróciłam się,by spojrzeć,gdzie on jest,bo szedł trochę w tyle. Zauważyłam,że gada z jakąś dziewczyną. Podeszłam do nich szybkim krokiem i zauważyłam,że ona coś pali. To nie były papierosy,a dym unosił się na około. Złapałam Dominica za ramię i powiedziałam do niej :
- Sorry za kolegę . Tak trochę na haju jest.
- Ejejeje,ale ja go znam! Dominic,chodziłam z nim do przedszkola,a potem razem zaczęliśmy palić,wiesz przyjaciele,ale musiałam się wyprowadzić,bo mnie ze szkoły wyjebali. - odparła dziewczyna. Miała długie,proste blond włosy i też bez wątpienia ćpała. Zakrztusiłam się dymem,który wydobywał się z jej skręta,po czym powiedziałam:
- Fajna historia,ale musimy już iść. Chodź,Dom.
Wzięłam go za rękę i poszliśmy. Nadal coś mówił pod nosem. Może to podłe,ale chciałam coś z niego teraz wydobyć,jak tyle mówił. Nie będzie pamiętał. 
- To,jak kochasz Vie?-zapytałam bezceremonialnie.
CARLY
- Oczywiście,mógłbym na nią patrzeć cały czas,jest piękna - odpowiedział uśmiechając się szeroko i tępo.
- Ale wątpię,żeby ona chciała być z kimś,kto ćpa. - odparłam.
- Przecież ja nie biorę,coś ty - powiedział. Nadal nie kontaktował zbytnio. Westchnęłam i dałam sobie spokój. To było bez sensu. Nagle zobaczyłam sklep,w końcu. Uśmiechnęłam się sama do siebie i podbiegłam do sklepu razem z blondynem. Kupiliśmy fajki,tzn. on kokietował sprzedawczynię,która wcisnęła mu bez problemu trzy paczki. Wyszliśmy ze sklepu z dwiema torbami zakupów,które trzymał on. Był wyjątkowo uprzejmy,gdy był na haju,trzeba przyznać. Doszliśmy do namiotów około 8-mej. Wszyscy siedzieli w kółku i rozmawiali. 
- Siema! - krzyknęłam rzucając torbami na trawnik. Usiadłam obok Adama,a on mnie objął.
- Co kupiliście? Umieram z głodu! - powiedziała Carly siedząc przy torbach z zakupami.
- Co jest? - spytał Adam widząc moje zamartwienie. 
- Nic. - odparłam wymijająco. Nie chciałam o tym mówić przy wszystkich. Chyba to zrozumiał,bo później nic nie mówił o tym. Zjedliśmy wszyscy śniadanie. Cały czas miałam Dominica na oku.
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Po południu przyjechał Aaron. Przywiózł jedzenie,bo i tak poranne zakupy dawno zostały zjedzone. Słońce świeciło,wszyscy byliśmy w krótkich spodenkach,a Dom chodził w kurtce i trząsł się z zimna. To by było dziwne,że już był na głodzie...narkotykowym,oczywiście. Starałam się o tym nie myśleć i skupić się na klacie Aarona,bo chodził bez koszulki pod pretekstem,że nie może wytrzymać,bo jest mu za gorąco.Adam też mógłby zdjąć koszulkę,ale chyba przy bracie Carly miał kompleksy. To było śliczne rodzeństwo,jednak nie byli do siebie zbyt podobni. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie Adam:
- Kochanie,serio co Ci jest? Martwię się o Ciebie.

AARON
- Nie wiem,tak jakoś. Zróbmy coś,cokolwiek. - odpowiedziałam znudzona wszystkim. W tym momencie chwycił mnie za rękę i zaprowadził do namiotu. Bez słowa zasunął suwak od namiotu i usiadł naprzeciwko mnie.
- Mów,co się dzieje. Przecież widzę,że coś jest nie tak... - powiedział zdenerwowany,a jednocześnie zmartwiony.
- Wiesz o tym,że Dominic ćpa? - spytałam smutno.
- Że co ? - spytał nieco uspokojony,lecz zszokowany. Opowiedziałam mu,co wydarzyło się dzisiejszego ranka. Nie mógł w to uwierzyć,chociaż po Dominicu było widać trochę,że albo ćpa albo ma anoreksję. Byłam ciekawa,czy Bertie też ma takie problemy. Miałam nadzieję,że nie,bo wychodziło na to,że są moimi nowymi przyjaciółmi. Nie chciałam już o tym myśleć,rozmawiać,więc położyłam się obok Adama i westchnęłam.
- My nigdy nie weźmiemy,prawda? - zaczęłam trzymając dłonie na jego klatce piersiowej.
- Już kiedyś brałem LSD . - oznajmił bojąc się mojej reakcji.
- Co to takiego? - zapytałam ze złością . Nie chciałam,żeby mój chłopak ćpał.
- Taki środek halucynacyjny nazywany potocznie kwasem. Od niego nie można się uzależnić,wziąłem tylko dlatego,że koledzy z gimnazjum w Polsce też brali. Nic przyjemnego.
ADAM
- Spoko...ale już nigdy nie weźmiesz? - spytałam chcąc się upewnić.
- Jeśli będę szczęśliwy,już nigdy nie wezmę. - odparł patrząc mi się prosto w oczy.
- A jesteś ze mną szczęśliwy? - zapytałam. Poczułam,że to pytanie było głupie.
- Nie,wiesz,nie jestem. Po prostu kocham Cię najbardziej na świecie,ale nie jestem - powiedział sarkastycznie po czym kontynuował - Oczywiście,że jestem. Gdybym nie był,nie leżelibyśmy teraz obok siebie,a ja prawdopodobnie skończyłbym jak Dom. 
- Jejku,głuptasie,kocham Cię ! - odparłam,kamień spadł mi z serca. Pocałowałam go delikatnie,a on przytulił mnie mocno. Uwielbiałam czuć jego ciepło blisko. Tego dnia przeżyliśmy swój drugi raz. Adam był w tych sprawach bardzo delikatny. Przebraliśmy się w inne ciuchy,cieplejsze,ponieważ był już wieczór i wyszliśmy z namiotu. Zobaczyliśmy Bertiego,Dominica,Carly,Aarona i Vivien siedzących przy ognisku. 
Vivien
- Moglibyście robić to następnym razem ciszej!-krzyknął uśmiechając się Bertie,reszta wybuchła śmiechem,a ja spłonęłam rumieńcem. Adam objął mnie i dołączyliśmy do nich. Jak zwykle rozmawiali o nieistotnych sprawach,a Dom nie udzielał się,tylko siedział w bezruchu wpatrując się w ogień. Myślałam,że zaraz w niego wskoczy. Nadal się o niego bałam. Zjedliśmy kolację i chłopcy oznajmili,że chcieliby połowić ryby. Był to dla mnie idiotyczny pomysł,tacy hipsterzy i łowienie ryb? Ale mogło być zabawnie,więc razem z Vivien i Carly przyłączyłyśmy się. Aaron musiał już jechać,jednak nie pożegnała go siostra,tylko Vie. Przytuliła się do niego i pożegnała. Chyba się w nim zauroczyła. Miałam nadzieję,że Dominic tego nie widział. Serce by mu pękło. 
Dominic i Bertie.
Aaron pożyczył im wędki,jakie miał w domu,jakieś stare i bezużyteczne. Chłopcy zabierali się do łowienia z entuzjazmem,ale po 30 minutach mieli już dosyć. Bertie chodził w kółko i marudził,Dominic śmiał się sam do siebie,Carly zasypiała na ramieniu Vivien,która ożywiona pisała smsy,pewnie z Aaronem... Natomiast ja i Adam siedzieliśmy obok siebie objęci rozmawiając o tym,co moglibyśmy jutro robić. Minęły już dwa dni,czyli zostały jeszcze trzy. Rodzice młodej i Bertiego nie wysłali do nich ani jednego smsa,nie dzwonili. Jednak oni nie przejmowali się tym. To tylko potwierdziło ich przypuszczenia,że rodzice mają ich daleko gdzieś. W pewnym sensie im współczułam. Ja też nie miałam takich troszczących się rodziców. Siedzieliśmy tak spokojnie,w ciszy,aż nagle usłyszeliśmy przerażający krzyk trwający około 30 sekund. Wstaliśmy przestraszeni i zobaczyliśmy Dominica,który stał w głębi lasu wydzierając się w niebo głosy. Zaczął biegać w kółko,a my staliśmy jak sparaliżowani,nie mogąc nic powiedzieć. Z jednej strony wyglądało to komicznie,jednak z drugiej Dom wyglądał,jakby coś go opętało. Nagle zaczął biec w naszą stronę...

 ~.~.~.~~.~~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~ 
 
PRZEPRASZAM,że tak długo musieliście czekać na ten rozdział,ale nie miałam czasu i musiałam poprawiać oceny,chyba zrozumiecie.
Jeśli czytasz moje opowiadanie - daj o sobie znać (np. w komentarzu). Dla was to chwila,a dla mnie motywacja do napisania kolejnego rozdziału. :)
Monika.

środa, 30 maja 2012

Uwaaga , ludzie ;d

Chyba kończę z tym opowiadaniem . Mało ludzi komentuje,co mnie smuci i dołuje trochę. Nie mam pojęcia,czy dodam 9 rozdział,czy skończę na 8 i napiszę zakończenie.

Monika.

sobota, 19 maja 2012

Rozdział 8.

W pośpiechu wciągnęłam bluzkę i nagle poczułam okropny ból przeszywający całe moje ciało. No tak,zapomniałam o kolczyku w karku. Odwróciłam się do lustra plecami i zobaczyłam krew spływającą po plecach. Świetnie,bo ja akurat mam czas,żeby bawić się w pielęgniarkę - pomyślałam zirytowana. Ubrałam inną bluzkę - z odkrytymi plecami i zbiegłam po schodach do Maddie,która robiła naleśniki z nutellą. Moje ulubione,jednak nie miałam zamiaru ich jeść,przecież Vie potrzebuje mnie teraz. Maddie na mój widok stanęła jak wryta i zaczęła krzyczeć:
- Co Ci się stało?!Boże,mówiłam,że to świństwo,pewnie jeszcze cierpisz z bólu!
Maddie.
- Spokojnie Madds. Po prostu zaczepiłam o niego zakładając bluzkę. Proszę zrób mi opatrunek czy coś w tym stylu,bo zaraz wychodzę.
- Gdzie Ty idziesz?-spytała otwierając małą szafkę i wyjmując apteczkę. - Usiądź - rozkazała. Usiadłam,po czym powiedziałam:
- Jadę do koleżanki,Vivien. Powiedz Adamowi,że będę u Bertiego. Będzie wiedział,gdzie mnie szukać,bo oni są rodzeństwem,więc...auć - powiedziałam,bo środek odkarzający bardzo szczypał.
- Dobra,ale mam nadzieję,że zjesz coś przed wyjściem? - spytała nieco uspokojona.
- No właśnie nie za bardzo mam czas,muszę już wychodzić,a jeszcze nie ubrałam się do końca. - powiedziałam z zaniepokojeniem.
- To włożę Ci trochę owoców do pojemniczka. A co Ty taka nie spokojna? - zapytała nieco zbita z tropu.
- Nie wiem,ostatnio Vie dziwnie się zachowuje - wybrnęłam z sytuacji,bo nie chciało mi się wszystkiego jej tłumaczyć,po za tym nie miałam czasu. Podziękowałam Maddie za opatrunek całusem w policzek i poleciałam do pokoju ubrać się i spiąć włosy. Po 10 minutach byłam już w drodze. Stałam teraz przed domem Vivien i Bertiego. Kliknęłam palcem na guziczek znajdujący się na płocie otaczającym dom. Niemal natychmiast usłyszałam głos blondyna :
- Taak?
- No cześć,tu Em. Jest Vivien?
- Jest,już Cię wpuszczam.
Weszłam do ogródka dziwnie ostrożnie. Zerknęłam na drzwi,które po chwili rozchyliły się i z głębi domu wyszła Vie. Podbiegłam do niej i ją przytuliłam.
- Co się stało?Przepraszam,że tak późno jestem,ale wieczorem nie mogłam do Ciebie pójść...byłam zajęta czymś innym - powiedziałam niepewnie.
- Spokojnie,nic się nie stało. Nie mów tak głośno,chodź do mojego pokoju,tam porozmawiamy - powiedziała zdołowanym i zrezygrowanym głosem. Czego ona się boi? - pomyślałam roztargniona. Weszłyśmy do jej sypialni. Stanęłam w progu pokoju i zaniemówiłam.
- Śliczny pokój!Taki dla księżniczki. - powiedziałam uśmiechając się szeroko.
- Dzięki,sama urządzałam - odparła z wymuszonym uśmiechem. Usiadłyśmy na łóżku naprzeciwko siebie.
- Dobra,mów o co chodzi. Czemu mnie tak straszysz?-zapytałam.
- Nie straszę,po prostu nie mam siły czasami...rodzice w ogóle się mną nie interesują. Nie mają dla mnie czasu,a jak już go znajdą,to przeznaczają go na krytykowanie mnie... - łza spłynęła jej po bladym policzku. Przytuliłam ją,po czym kontynuowała - Faworyzują moją młodszą siostrę, Briony (czyt. Brajoni),która ma dopiero 9 lat,a już była na kilku okładkach magazynów dla dziewczynek,cały czas jest na diecie i cholernie dba o swój wygląd. Narzekają,że ja nic nie robię,nie mam żadnych ambicji życiowych,a co oni mogą wiedzieć skoro się mną nie interesują?Mają mnie za przeproszeniem w dupie,bo cały czas kochana Bri,tylko ona się liczy,bo ja jestem nikim. Jeszcze gówniara na mnie skarży non-stop. Mam już dość tego życia,serio.
- Nie wiem co powiedzieć,nawet nie wiedziałam,że masz siostrę... Miej ich w dupie,wyjedź gdzieś!Wyjedźmy gdzieś razem,co Ty na to ? -zapytałam entuzjastycznie.
- No ale gdzie? Będą mnie szukać i zgrywać opiekuńczych rodziców.. - odpowiedziała Vivien zawiedziona. Usiadłam na kolanach i złapałam ją za rękę.
Briony
- Poradzimy sobie! - powiedziałam przekonująco z uśmiechem. Młoda odwzajemniła uśmiech,ale po chwili jej mina zrzedła.
- Ale..co z Adamem i Bertiem? - zapytała.
- Wyjedziemy z nimi,co?Bertie pewnie też chce odpocząć od rodziców i wyrwać jakieś laski - powiedziałam śmiejąc się. - A Madds mogę powiedzieć,że jedziemy na...biwak!No właśnie,co Ty na to,żebyśmy pojechali nad jezioro i spali pod namiotem? - spytałam ekscytując się.
- Dobry pomysł!Myślę,że Bertie nie będzie miał nic przeciwko,chociaż zobaczymy. Mu też powiem,że chcę wyjechać na biwak,ale nie mówiąc rodzicom. Czekaj,zawołam go. - oznajmiła wstając z łóżka i kierując się do drzwi. Otworzyła je i krzyknęła "BERTIE!Chodź tu na chwilę!" . Weszła do pokoju i usiadła na swoje miejsce,a po chwili do pokoju wszedł jej uroczy brat. Klapnął na fotel z głośnym westchnięciem.
- Co chcesz? - zapytał niby od niechcenia.
- Chciałabym,wiesz zapytać się Ciebie,co myślisz o kilkudniowym biwaku o którym nie wiedzieliby rodzice?Hmm? - odparła Vivien.
- Vie,posłuchaj,co Ty kombinujesz?Chcesz uciec? - spytał . Siedziałam bez słowa wpatrując się to na niego,to na nią. Oboje byli śliczni.
- Nie w tym sensie,Boże...Emiko,wytłumacz mu to,bo on mnie nie rozumie - powiedziała rezygnującym tonem.
Bertie
- Chodzi o to,że Twoja siostra ma dość rodziców i chce od nich odpocząć,rozumiesz?Nie muszą nic wiedzieć,po za tym jest też ciekawa jak zareagują. - wytłumaczyłam spokojnie. Chłopak spojrzał na mnie i po chwili się uśmiechnął.
- Trzeba było tak od razu! - rzekł. - Zgadzam się,ale z kim mamy jechać?
- Z Emiko i Adamem,jeśli chcesz weź kogoś,ja też chyba kogoś wezmę - odpowiedziała Vie. Razem z Bertiem spojrzeliśmy się na nią pytającym wzrokiem. - No chodziło mi o Carly albo o Mika.
- O Mike'a?! Żartujesz chyba?Nie chcę palenia jointów ,chcę odpocząć. Po ostatniej imprezie mam ich dosyć... - powiedział blondyn zdegustowany. Postanowiłam,że nie będę wnikać.
- Ej,weźmy wtedy Carly. Ona jest spoko,a jakbyśmy wzięły 3 chłopaków i 3 dziewczyny to byśmy parami chodzili. Bez sensu,mamy przecież wypocząć wspólnie,jakoś się zintegrować - podsumowałam. Rodzeństwo spojrzało na mnie z podziwem.
- No dobra,czyli ja biorę Carly,a Ty,Bertie kogo bierzesz? - zapytała 14-latka.
- Nie wiem,myślałem nad  Dominicem. Mój przyjaciel w końcu. - odparł bez emocji blondyn.
- Jak dla mnie okej,a dla Ciebie,Em?
- Też ok,Dom wydaje się być fajnym kolesiem - odpowiedziałam.
Dominic.
Rozmawialiśmy tak jeszcze chwilę,dopracowując szczegóły wyprawy. Ustaliliśmy,że wyjeżdżamy jutro,na 5 dni. Wyruszaliśmy o 5:00 , więc musiałam zbierać się do domu,bo była 13,a musiałam jeszcze poinformować o wszystkim Adama i spakować ciuchy i jedzenie. Wyszłam z domu Vivien i Bertiego żegnając ich całusem w policzek. Doszłam do villi Maddie,beznamiętnie weszłam do pokoju,gdzie Adam siedział na łóżku przy laptopie. Rzuciłam torbę,wyjęłam z niej owoce,które dostałam na śniadanie i usiadłam obok mojego chłopaka.
- Co tam porabiasz? - zapytałam całując go w policzek.
- Przeglądam sobie stronki i w ogóle. - odparł bez większego entuzjazmu.
- Co Ty,znowu focha masz? - zapytałam przewracając oczyma.
- Nie ,ale mogłaś mnie obudzić jak wychodziłaś.
- Ale to była nagła sytuacja,po za tym ty tak słodko spałeś! - powiedziałam obdarowując go kolejnym całusem.
- Ty jesteś słodsza,moja truskaweczko. Co my wczoraj odwaliliśmy?Czy mi się to tylko śniło? - zapytał rumieniąc się.
- No wiesz,zależy co - odparłam zalotnie.
- Wiesz chyba o co mi chodzi.
- Możliwe... - odpowiedziałam z zadziornym uśmiechem. Nie chciałam o tym gadać.
- Nie lubię gadać na takie tematy,no ale wiesz... ja gumek nie miałem a Ty chyba też nie..no i ten...e... - powiedział Adam czerwieniąc się. Jego cera przypominała teraz kolor cegły lub jak kto woli - buraka.
- Oj tam nie będę w ciąży,w ogóle o czym my gadamy. To się nie powtórzy...w sensie bez zabezpieczenia - dodałam szybko. Chłopak nieco rozluźnił się. Zaczęłam mu tłumaczyć,dlaczego tak nagle wyszłam z domu i opowiadać mu o moich planach co do biwaku. To było dziwne,ale od razu się zgodził.
- Może być fajnie - oznajmił.
- Taaak,ale mamy odpocząć i się zintegrować,czyli żadnych papierosów,skrętów i alkoholu. Zrozumiano? - zapytałam grożąc mu palcem.
- Dobrze mamo! - odpowiedział uśmiechając się i cmokając mnie w usta.
***
Około 17-tej Maddie już wiedziała o naszych planach i bez wahania się zgodziła. Nawet nie pytała,na ile jedziemy,tylko od razu była ciekawa,co zrobić nam do jedzenia. W jakiś sposób była podobna do Nialla - kochała jedzenie tak samo,jak on. 
Zostawiłam Madeleine w kuchni i razem z Adamem poszłam do pokoju. Spakowaliśmy się i położyliśmy się spać. Co prawda,była dopiero 20,ale przecież mamy wstać o 5. 

***

Aaron
Następnego dnia ledwo co wstałam,bo do 1:00 gadałam z Adamem,a potem nie mogłam zasnąć. Wzięłam szybki prysznic,doprowadziłam swoje ledwo żywe włosy do porządku i obudziłam mojego skarba. Wstał chwiejąc się,a pierwsze co to pocałował mnie. To słodkie,ledwo się obudził,a już jest taki kochany. Od razu humor mi się poprawił. Była 4:30. Powinniśmy już wychodzić. Zjedliśmy w pośpiechu śniadanie i wyszliśmy. Doszliśmy na umówione miejsce równo o 5. Samochodem czekali już Bertie,Dom,Carly i Vie. Carly załatwiła transport od swojego brata -Aarona. Z czego się dowiedziałam,ma on 21 lat i jest modelem. Muszę przyznać,że jest całkiem niezły,ale mimo wszystko pozostawałam przy moim kochanym Adasiu. Jechaliśmy już 15 minut,rozmawiając żywo i komentując widoki. Zastanawiałam się,czy Aaron jedzie pod namiot z nami? Nie zadawałam pytań,bo jednak byłam trochę onieśmielona jego towarzystwem. Do tego tak szarmancko się uśmiechał.
Dojechaliśmy na miejsce ok.6 . Widoki były naprawdę inspirujące - świetny las i czyste,ogromne jezioro. Aż prosiło się o zdjęcia. Pierwsze co to wyjęłam mojego IPhone'a i zrobiłam sobie zdjęcie z Adamem na tle jeziora. Chciałam je dodać na twittera,ale...no tak,przecież przez 5 dni nie będę miała dostępu do internetu. Świetnie. Ogarnęliśmy wszystko i przy pomocy Aarona rozłożyliśmy namiot. W końcu zdobyłam się na odwagę i zapytałam:
- Też zostajesz tutaj,z nami?
- Nie,ale będę tu przyjeżdżać po planie zdjęciowym,bo jak wiesz,jestem modelem i teraz mam dużo pracy....Będę tu z wami siedział,jeśli nie macie nic przeciwko. Czasem mam dosyć tego całego świata mody.
- Rozumiem. - odparłam uśmiechając się miło. Ułożyliśmy wszystkie rzeczy w namiocie i siedzieliśmy teraz w siódemkę w środku niego. Aaron oznajmił,że musi już lecieć,bo zaraz musi być na planie zdjęciowym. Zostaliśmy tylko my - ja,Dominic,Adam,Bertie,Carly i Vivien. Zerknęłam co Maddie dała mi do jedzenia. No tak,babeczki. Roześmiałam się głośno. Wszyscy spojrzeli na mnie pytająco.
- Sorry,ale Madds znowu dała mi babeczki. Ona chyba je uwielbia.
Wybuchnęliśmy śmiechem i zaczęliśmy się nimi zajadać,były świetne. Po "śniadaniu" wyszliśmy z namiotu i poprzechadzaliśmy się po okolicy. Vivien cały czas panikowała,że rodzice nas znajdą. Ona na serio czasami była dziwna,ale nie zwracałam na to uwagi. Uwielbiałam ją mimo wszystko. Chłopcy zbierali teraz drzewo na ognisko,a ja razem z Carly i Vie uciekałyśmy przed mrówkami. Wstrętne stworzenia,podobnie jak pająki i inne insekty. W końcu wyszliśmy z "puszczy" i usiedliśmy w namiocie. Adam i Bertie rozpalali ognisko,a Dom siedział razem z nami w namiocie.
- Chcę zapalić,dajcie mi fajki,boże...nie wytrzymam - powiedział nie mogąc wytrzymać głodu nikotynowego.
- Jejku,to tylko 5 dni..wytrzymasz...-odparła Carly.
- Carly,jaja se robisz?!Dla mnie dzień bez papierosa jest kur*a nie możliwy! Co ty możesz wiedzieć o papierosach?! - wykrzyczał. Dziewczyna spoglądała na niego z pogardą.
- Dobra,uspokójcie się. Może powiedzmy Aaronowi,żeby przywiózł Ci jutro fajki,co? - powiedziałam,żeby uspokoić Dominica,jednak to nie podziałało.
- Mam czekać do jutra?Żarty sobie robisz!Idę do sklepu,choćby nie wiem,gdzie był.
- Boże nie rób problemu,to miał być wypoczynek dla nas,nie denerwuj nas - wyparowała Vivien.
- Zamknij się smarkulo. Może lepiej będzie,jak stąd wyjadę? - odpowiedział prowokująco.
- ZAMKNĄĆ RYJE! Dostaniesz te fajki,ale się nie kłóćmy,ludzie! - wykrzyczałam nie mogąc tego dłużej słuchać. W tym momencie otworzyło się wejście do namiotu i wszedł Bertie.
- Co tu się do cholery dzieje?Słychać was na drugim końcu jeziora... - rzekł przewracając oczyma.
- Już nic. - odpowiedziałam.Bertie spojrzał na mnie z niedowierzaniem i wyszedł z namiotu.
***
Zjedliśmy kiełbaski nad ogniskiem i minęło nam tak do 16. Vie oznajmiła,że chce się wykąpać w jeziorze. Nikt nie inny nie miał ochoty na kąpiel,więc poszła sama. Siedzieliśmy nad brzegiem i rozmawialiśmy. Rozejrzałam się dookoła szukając jej wzrokiem. Nigdzie jej nie widziałam. Wpadłam w panikę.
Vivien
- Gdzie jest Vie?Nie widzę jej,mój boże...gdzie ona jest? - wstałam i zaczęłam się rozglądać jeszcze raz. Pozostali wstali i również zaczęli się rozglądać. Chłopcy rzucili się do jeziora i zaczęli wołać jej imię . Stałam z Carly nad brzegiem ze łzami w oczach. Mój Boże,a jeśli jej się coś stało? - myślałam. Patrzyłam w jezioro,widziałam Adama i Dominica płynących w przeciwne strony. Bertie nurkował. Nagle dostrzegłam,że Bertie wychodzi z Vie na ramionach. Łzy spływały mu po policzkach. Razem z Carly wybuchnęłyśmy płaczem. Co jej jest?Ona nie żyje?To nie możliwe... Bertie bezwładnie położył swoją siostrę na trawie.
- Ona...boże...ona nie żyje,nie oddycha ! - powiedział wybuchając płaczem. Adam stał za mną i obejmował mnie ze smutną miną. Dominic podbiegł do niej i się nad nią nachylił. Jego łzy kapały na jej twarz.
- VIVIEN!SŁYSZYSZ MNIE?! Mała,nie rób mi tego..... - krzyczał . Czyżby się w niej zakochał?Teraz było to nieistotne. Siedzieliśmy wokół niej płacząc. Nagle młoda wykrztusiła wodę z płuc i gwałtownie usiadła. Byliśmy w szoku. Dominic aż podskoczył i przytulił ją.
- Co Ty robisz? - spytała patrząc się na niego zdziwiona.
- Jejku Ty żyjesz! - odpowiedział ściskając ją jeszcze mocniej. Nie mogliśmy w to uwierzyć,ponownie rozpłakałam się,ale tym razem ze szczęścia. Objęłam ją ,a ona nadal nie rozumiała o co nam chodzi i przyglądała się nam z rozkojarzonym wyrazem twarzy.
- Vivien,kochana! - krzyknął radośnie Bertie tuląc ją . - Przecież Ty nie żyłaś!Mój Boże...odżyłaś po prostu!
Emiko.
- Może mi to do cholery wytłumaczyć ?-zapytała Vie już nie mogąc wytrzymać.
- Poszłaś pływać i nagle straciliśmy Cię z pola widzenia. Bertie "wyłowił" Cię i okazało się,że nie oddychasz. Straciliśmy już nadzieję,ale w końcu...odkrztusiłaś wodę z płuc - powiedziałam dość szybko i niewyraźnie.
- Jezu,wy tępaki,mogliście zrobić mi sztuczne oddychanie,to bym szybciej "odżyła" - odparła gestykulując Vivien. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Zapowiadał się przyjemny biwak.

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
No i jak,podoba Wam się ?:)
Trochę długi wyszedł,ale co tam .  Lubicie długie rozdziały czy wolicie krótsze?:)
Macie jakąś ulubioną postać z tego opowiadania,której mogę rozwinąć wątek? :) 
Monika xo



niedziela, 13 maja 2012

Rozdział 7.

for acocii. ;* jeśli chciałby ktoś dedykację do następnego rozdziału,niech napisze w komentarzu :)
^ ^ ^  
Stałam wpatrzona w irlandczyka trzymając Adama za dłoń. Moje serce biło teraz tak szybko i głośno,że nie byłam w stanie usłyszeć własnych myśli. Zamknęłam oczy,po czym otworzyłam je ponownie. Niall spoglądał na mnie z rozbawieniem i zdziwieniem. Pewnie myślał : "Co ta dziewczyna wyrabia?". Już uważa mnie za idiotkę... Z rozmyślań wyrwał mnie Adam:
- Co ty wyrabiasz? - zapytał,a gdy nie odpowiedziałam,kontynuował- Ej,to jest Niall z One Direction? - powiedział wskazując tępo na blondyna.
 Nic nie odpowiedziałam,ale po mojej minie Adam znał odpowiedź. Puściłam jego dłoń i na początku niepewnie podeszłam do mojego idola,a potem już rzuciłam mu się w ramiona. Zaczęłam go mocno ściskać,nie wierząc w to,co się dzieje. Może to halucynacje?Sen?Nie,zbyt realistyczny... Niall wpatrywał się we mnie jakbym była jedzeniem lub jakby coś nowego odkrył. Zarumieniłam się i zapytałam:
- Czemu jesteś w Anglii,a nie w Irlandii?
- Mam jeszcze trochę wolnego,więc postanowiłem odwiedzić moich starych kumpli. - odpowiedział z cudownym irlandzkim akcentem.
- Oh,no tak,nie pomyślałam,że mogłeś odwiedzić kumpli. - powiedziałam czując,że to zdanie nie ma sensu,ale ciągnęłam dalej - Będę na waszym koncercie 20 lipca i 3 sierpnia na podpisywaniu płyt - poinformowałam irlandczyka ekscytując się tym,że nie ostatni raz go widzę.
- To świetnie! Jeszcze się zobaczymy w takim razie! - odrzekł Niall szeroko się uśmiechając. Uwielbiałam jego aparat . Odwzajemniłam uśmiech i zapytałam się,czy moglibyśmy zrobić sobie razem zdjęcie. Chłopak bez wahania się zgodził. Bardzo cieszyłam się,że będę miała nową tapetę na moim IPhonie. Irlandczyk oznajmił,że musi już lecieć do hotelu,wtedy serce omal mi nie stanęło i zapytałam:
- Czy w tym hotelu są pozostali chłopcy? 
- Tak,ale proszę Cię,nie mów nikomu,nie pisz o tym na twitterze...chcielibyśmy mieć trochę odprężenia przed nadchodzącą trasą koncertową,to strasznie wykańczające - westchnął. Chyba żałował,że mnie o tym poinformował. 
- Jasne,dla Ciebie wszystko! - powiedziałam przytulając go jeszcze raz. Jezu,przytulałam Nialla i nie krzyczałam z radości. Sukces. Chłopak odszedł zakładając kaptur na głowę,a moje serce biło coraz szybciej. Kochałam go tak mocno jak Adama. Obydwóch kochałam...to normalne?Raczej nie... Nagle zorientowałam się,że nie wiem,gdzie jest Adam. Wpadłam w panikę. Co ja powiem Maddie? "Sorry,ale gadałam z Niallem?" - pomyślałam ironicznie. Spojrzałam na ulicę i dostrzegłam mojego chłopaka - leżał i najprawdopodobniej spał,na krawężniku. Odetchnęłam z ulgą,a jednocześnie wybuchnęłam śmiechem. Wyglądał uroczo. Nie chciałam go budzić,ale spoglądając na zegarek,który wybijał 2:42,byłam zmuszona. Zaspany powiedział:
- Jeszcze pięć minut,daj mi się wyspać...
- Nie kochanie,nie ma tak dobrze. Chodźmy do domu,jest już na serio późno,pewnie Maddie się martwi - odrzekłam uśmiechając się szeroko. Odwzajemnił uśmiech,nie widząc zbytnio co się jeszcze wokół niego dzieje i chwiejącym krokiem dotarliśmy do domu jego ciotki. Ku mojemu zdziwieniu, Maddie spała. Miło,że nam ufa. Adam pierwsze co,to wszedł to pokoju i rzucił się w ubraniach na łóżko. Ja też byłam bardzo zmęczona,więc tylko przebrałam się w pidżamę i położyłam obok niego. Zasnęłam bardzo szybko. Śnił mi się Niall,bo co innego? Miałam Adama,ale pragnęłam także Horana. Nie potrafiłabym pomiędzy nimi wybrać. Dobrze,że nigdy nie będę musiała dokonywać takiego wyboru. 
Obudziłam się ok. 11tej . Moje kochanie jeszcze spało. Postanowiłam dać mu się wyspać i poszłam na dół. Maddie jak zwykle krzątała się w kuchni. Spojrzała na mnie uśmiechając się,po czym powiedziała:
- Nieźle zaszaleliście,co?
- Nie,tylko Adam był lekko pijany,a tak po za tym super było. - odparłam nie wspominając o Niallu. Powiedzieć jej,czy nie? W sumie to nie była jakaś tajemnica,ale postanowiłam jej tego nie mówić,jak na razie. 
- Cieszę się,że wróciliście cali. Można wam zaufać - odrzekła całując mnie w policzek i stawiając przede mną miskę truskawek. Podziękowałam jej i nagle zorientowałam się,że nie dzwoniłam jeszcze do mojej mamy ani razu będąc w Anglii. Napisałam jej smsa,żeby zaraz weszła na skype'a. Włączyłam laptopa i usiadłam z nim na podłodze. Połączyłam się z mamą - jak zwykle miała sztuczny,doklejony uśmiech,a jej brązowe włosy opadały na ramiona w nieładzie.
- Hej! - powiedziałam jedząc truskawki.
- Cześć córcia...fajny masz pokój,nie wiedziałam,że hotele w Anglii są takie luksusowe - rzekła.
- Ja też się zdziwiłam. Do tego serwują przepyszne jedzenie. - oznajmiłam z uśmiechem.
- A co ty taka radosna jesteś? - spytała wścibsko. No tak,cała ona. Musi znać całą prawdę.
- Nie wiem,to Anglia tak na mnie wpływa. No i idę na koncert One Direction 20 lipca - rzekłam z ekscytacją.
- To fajnie,fajnie.. - powiedziała mama z udawanym zaciekawienem. Dalej rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym,gdy nagle usłyszałam głos Adama - zaspany i seksowny : 
- Kochanie,a ty już nie śpisz? 
Mojej mamie prawie gałki oczne wypadły. No tak,głupia ja,zapomniałam,że nie jestem w hotelu,tylko u mojego chłopaka. Jaki przypał,Boże,co ja jej teraz powiem?! - pomyślałam spanikowana. Adam wyczołgał się z łóżka i usiadł obok mnie owinięty kołdrą. 
Adam
- Dzieeń dobry - powiedział. Chyba do końca nie wytrzeźwiał. Powiedziałam mu na ucho,żeby lepiej schował się z pola widzenia kamerki,ale on nie posłuchał. Nadal tępo uśmiechał się do laptopa,a moja mama była bliska zawału. Zaniemówiła. W końcu wydusiła:
- Może chcesz mnie o czymś łaskawie poinformować?!
- To nie tak jak myślisz! To mój kol...chłopak,no...-zaczęłam się tłumaczyć.
- Dobrze,ale czemu mnie o nim nie poinformowałaś?! Gówniaro,ile ty masz lat?! -  krzyknęła moja rodzicielka.
- Bo jeszcze nie miałam okazji,gdybyś chciała wiedzieć! Po za tym,do niczego nie doszło,więc nie musisz mi dawać wykładów o antykoncepcji,co już założę się,miałaś zamiar zrobić. Jestem rozsądna,ale chyba o tym nie wiesz,bo mnie za dobrze nie znasz! Zadzwoń jak się uspokoisz! Dziękuje,do widzenia ! - wyłączyłam kamerkę. Co za kobieta,pewnie już kupuje bilet i przylatuje do Doncaster. Skończona idiotka. Miałam zamiar wściec się na Adama,ale nie zrobiłam tego,skąd on mógł wiedzieć,że akurat rozmawiam z mamą? Po za tym nadal tępo się uśmiechał. Co on takiego wypił,że nadal na niego działa? Dałam mu trochę truskawek i pocałowałam go w policzek. Był taki kochany,nawet po pijaku. Udałam się w stronę łazienki. Spojrzałam w lustro,moje włosy wyglądały jak jedna wielka masakra. Chciałam zmienić ich kolor i może trochę ściąć albo podoczepiać. Po prostu chciałam zmian. I od dawna marzyłam o kolczyku w karku albo tatuażu,jednak wolałam piercing,a korzystając z okazji,że nie ma tutaj mojej mamy,mogłam robić dosłownie wszystko,co mi się podoba.Adam raczej dzisiaj będzie leczył kaca,więc mogę wybrać się gdzieś z Maddie. Był piękny,słoneczny dzień. 7 lipca,już za niecałe dwa tygodnie koncert One Direction...miałam ochotę rozpłakać się ze szczęścia. Włączyłam ich płytę i otworzyłam szafę. Mnóstwo,mnóstwo ciuchów,ale i tak nie mam pomysłu,co ubrać. Po przerzuceniu wszystkich ciuchów znalazłam śliczną sukienkę,którą postanowiłam ubrać.Ogarnęłam się i zapytałam Adama pokazując się mu z każdej strony:
- Jak wyglądam?
- Nieziemsko kusząco - odparł całując mnie w policzek. Uwielbiałam sposób,w jaki to robił,tak delikatnie,ale zmysłowo. Czułam się kochana. Powiadomiłam go,że wychodzę dzisiaj z Maddie,a on zostaje w domu i odsypia. Jego ciotka zareagowała na moją propozycję niezwykle entuzjastycznie. Lubiłam ją,nawet bardzo. Myślę,że się zaprzyjaźniłyśmy,pomimo znacznej różnicy wieku. Doradzała mi w modzie,nakładaniu make-up'u,którego coraz częściej używałam,bo w końcu Maddie mnie nauczyła. Kierowałyśmy się teraz jej niebieskim mini cooperem do fryzjera. Byłam zdenerwowana,nie bardzo wiedziałam,jakie chce włosy i co z nimi zrobić,ale Maddie powiedziała,że możemy przyjść innym razem,jak już się zdecyduję. Podziękowałam jej i pojechałyśmy dalej - do salonu piercingu. Gdy weszłyśmy do budynku,nogi trzęsły mi się ze strachu. Poinformowałam piercera,że chcę zrobić sobie kolczyk w karku i że Maddie to moja mama,na co ona zerknęła na mnie wzrokiem pt. "Are you fucking kidding me?". Odpowiedziałam uśmiechem,po czym usiadłam na fotelu,na którym miał być wykonany zabieg,czyli włożenie kolczyka. Piercer był miły,powiedział,żebym się nie ruszała,wtedy będzie wszystko ok. Zrobił tak,jak kazał i poczułam ukłucie. Zacisnęłam mocno zęby,a łzy spływały mi po policzkach. Bolało jak cholera,do tego musiałam spiąć włosy w kok,żeby nie zahaczały o kolczyk. Moje godzinne układanie włosów poszło na marne. Zapłaciłam dość tanio,podziękowałam,posłuchałam rad,co robić,żeby go dobrze utrzymać i wyszłyśmy. 
- Serio to ci się podoba? - spytała Maddie ze zdziwieniem kierując samochodem.
- No,fajnie to od tyłu wygląda,przynajmniej mi się podoba - odpowiedziałam zapinając pas. - Gdzie teraz jedziemy?
- Hm...co ty na to,żeby kupić składniki i zrobić babeczki z truskawkowym kremem?A potem dam ci moje maleństwo,czyli lustrzankę i porobimy sobie zdjęcia,hmm? - zapytała z uśmiechem i ekscytacją 3-letniej dziewczynki.
- Jasne,kocham robić zdjęcia,a co do moich umiejętności kulinarskich,to zostawię je bez komentarza! - powiedziałam wybuchając śmiechem. Maddie również zaczęła się śmiać. - Dziwie się,że często pieczesz jakieś słodkości,a masz taką szczupłą figurę,jak ty to robisz? - kontynuowałam ze zdziwieniem.
- Szybki metabolizm - odparła z uśmiechem. Kochałam z nią rozmawiać,o czymkolwiek,każda rozmowa była fascynująca i ciekawa. Żałowałam,że nie mam takiego dobrego kontaktu z matką. Założę się,że jak wrócę do tej pieprzonej Polski,ona będzie kazała mi wyjąć tego kolczyka,czego ja oczywiście nie zrobię,bo to mój kark,nie jej. Dalszą drogę pokonałyśmy w milczeniu. Myślałam ogólnie o moim życiu i zrobiło mi się smutno. Że to niby wszystko miało się skończyć?Mam wyjechać z Anglii?To jakiś nieśmieszny żart. Chociaż cieszyłam się,że Adam będzie cały czas przy mnie,w Polsce też. Uśmiechnęłam się na samą myśl,że moglibyśmy żyć długo i szczęśliwie. Wychowalibyśmy takie małe,hipsterskie dzieciaczki. Dobra,co ja gadam - pomyślałam. Kupiłyśmy składniki na muffinki i wróciłyśmy do villi Maddie. Ciotka mojego chłopaka dała mi różowy fartuszek i zaczęłyśmy je robić. Siedziałyśmy w kuchni trzy godziny cały czas śmiejąc się i rzucając składnikami. Maddie jak na swój wiek zachowywała się jak nastolatka. W końcu Adam przyszedł do kuchni nieco zaspany i zamoczył palca w cieście,po czym zamiast posmakować,wysmarował mi nim twarz.
- Co ty robisz? - krzyknęłam oburzona,ale z uśmiechem.
- Teraz jesteś jeszcze słodsza,mam ochotę to z ciebie zlizać - powiedział z łobuzerskim uśmiechem. Maddie spojrzała na niego,po czym wybuchnęła śmiechem i oznajmiła:
- Miłość w dzisiejszych czasach jest dziwna,a w szczególności nastoletnia.
Cała nasza trójka wybuchła śmiechem i zaczęła się bitwa na pozostałości po składnikach,czyli różowym kremem,surowym ciastem i ozdobami z cukru. Naszą "wojnę" przerwał nastawiony przed Maddie budzik. 
- Muszę je wyjąć z piekarnika bo się spalą!- krzyknęła przerażona. Stałam z Adamem spoglądając na naszą kuchareczkę z zacieszem na twarzy. Była straszną perfekcjonistką,przez co czasami była aż zabawna.
Wszyscy doprowadziliśmy się do porządku i usiedliśmy przy stole. Babeczki wyglądały smakowicie - zdążyły już nawet wystygnąć. Rzuciłam się na nie jako pierwsza - byłam dość głodna. Wtedy zorientowałam się,że nie powiedziałam Adamowi o moim kolczyku.
- A co ty masz na...karku? - zapytał zdziwiony.
- Zapomniałam ci powiedzieć skarbie,dzisiaj zrobiłam sobie kolczyka...Podoba ci się? - spytałam jak gdyby nigdy nic.
- No,fajny jest,ale wiesz,mógłbym pojechać z tobą do piercera,żeby cię wspierać,gdyby cię bolało,czy coś. - powiedział niemrawo.
- Oj tam,ale żyję - odparłam z uśmiechem. Siedzieliśmy w ciszy,w końcu przerwała ją Maddie:
- To co,idziemy dzisiaj na te zdjęcia?Jest jeszcze jasno,dobre światło. 
Maddie
- No jasne!Adam,idziesz z nami? - odpowiedziałam podekscytowana. W odpowiedzi kiwnął głową. Miałam wrażenie,że jest na mnie wkurzony. Pocałowałam go w policzek i wstałam od stołu. Wszyscy poszliśmy do ogrodu. Najpierw miałam porobić zdjęci Maddie. Adam usiadł na tarasie i udawał,że jest znudzony,a tak naprawdę cały czas zerkał na nas. Nie umie grać. Mimo to byłam zadowolona ze zdjęć,które wykonałam. Jeśli ma się taką śliczną modelkę,to trudno,aby zdjęcia wyszły brzydko. Gdy już skończyłam robić zdjęcia Maddie,ona powiedziała:
- Ślicznie wyszły,wyślę je do agencji,może znajdą dla mnie jakąś robotę,ciągłe siedzenie w domu i nic nie robienie mnie nudzi.
Spojrzałam na nią ze zdziwieniem,omal oczy mi nie wypadły:
- Serio jesteś zmęczona "nic nie robieniem"?Ja bym się cieszyła siedząc całymi dniami w domu albo na zakupach.
Emiko
- To z czasem ci się nudzi. Planowałam też założyć rodzinę,ale przecież tu nie ma nikogo normalnego,a ja mam już 36 lat,więc jest małe prawdopodobieństwo,że jeszcze urodzę dziecko...- powiedziała załamującym się głosem. Po raz pierwszy widziałam,jak wygląda,gdy jest smutna. Podbiegłam do niej z Adamem i przytuliliśmy ją. Nie było nigdy widać,że przejmuję się czymkolwiek. Biedna dusiła w sobie emocje. Może zachowywała się tak,bo widziała szczęśliwie zakochane,młode osoby? Nie wiem. Przeprosiła mnie i powiedziała,że nie ma już dzisiaj humoru na robienie zdjęć. Więc Adam porobił mi zdjęcia. Wszechstronny chłopak,po prostu idealny jest. Wróciłam do pokoju z setkami zdjęć do wgrania. Wrzuciłam niektóre na twittera i miałam już czas dla mojego ukochanego. Siedziałam naprzeciwko niego na łóżku wpatrując się w jego śliczne,zielono - niebieskie oczy.
- Wiesz co?-zapytałam ni stąd, ni zowąd.
- Hm..nie? - odparł zaciekawiony.
Adam
- Kocham cię,ale tak bardzo,jak nigdy nikogo nie kochałam. Przy nikim nie czułam się tak bezpiecznie,jak przy tobie. Musimy pójść do tej samej szkoły,bo zwariuję nie widząc cię 8 godzin - powiedziałam całując go delikatnie i trzymając za kark.
- Ja też,pójdę za tobą wszędzie. Jesteś najwspanialszą osobą,jaką kiedykolwiek poznałem. - powiedział przytulając mnie i delikatnie całując. Ciarki przeszły mi przez całe ciało. Miałam ochotę nie przestawać,nigdy. Leżeliśmy teraz całując się bez przerwy. Chyba muszę to przerwać,bo jeszcze do czegoś dojdzie,nie wiem czy tego chce - pomyślałam. Jednak to się stało. Moja mama wykrakała dzisiaj rano. Właśnie przespałam się z Adamem. Nie przypuszczałam,że zrobię to z nim i że tak bardzo go pokocham,ale cóż,"co się stało,to się nie odstanie". Zasnęłam wtulona w jego klatkę piersiową.
Obudziłam się przed południem,Adam jeszcze spał,więc go nie budziłam. Z nudów zerknęłam na wiadomości w telefonie. Miałam dwa smsy od Vivien :
wczoraj,23:35 
Mam już dosyć,weź mnie z tej patologii....


dzisiaj 02:13
Zaraz sobie coś zrobię,nie wiem....nie wytrzymuję....Miło było Cię poznać. Kocham Cię. Vivien.




Serce niemal mi stanęło. Co się stało młodej?Co ona odwala?Rzuciłam się do szafy,żeby wziąć ciuchy i pojechać do Vie. Nagle dostałam smsa...


^ ^ ^ ^ ^ ^ ^ ^ ^ ^ ^ ^
Okej,więc już jest 7 rozdział :). Liczę na komentarze,opinie itp. Jeśli ktoś chce dedykację do 8 rozdziału - niech napisze :) . 
Monika xoxo